6/18/2012

Wschód Słońca

dlaczego, dlakogo, poco i naco?

Ludzie nie lubią okazywać słabości. W otaczającym nas świecie gloryfikującym ideał, nikt nie chce być zwykłym nikłym szaraczkiem. Mamy celebrytów do i od niczego, fotoszopa, a bycie kimś najczęściej nie ma odzwierciedlenia w czynach, czy wiedzy. Oczywiście każdy jest za, lub jest przeciw, nawet jeśli nie ma zielonego pojęcia co znajduje się na talerzu, z czym to się je, ani jak się do tego zabrać. Zainteresowania zostają zepchnięte na ostatni plan. Bo trzeba się zainteresować. Margines stanowią ludzie, którzy po przeczytaniu dobrej książki spróbują otworzyć usta by coś o niej powiedzieć w większej grupie, połkną ambitny, na domiar złego czarno-biały film w dusznej sali mieszczącej z trudem 20 osób, czy przesłuchają kradzioną płytę, której twórca ośmielił się przeciwstawić obowiązującym trendom, tworząc coś wykraczającego poza modę, łamiącego stereotypy i z pewnością godnego uwagi. Brak zainteresowania słuchaczy, lub bolesna ignorancja. Mając dostęp do wszystkiego, ciężko jest nam skorzystać z czegoś co znajduje się dalej niż na wyciągnięcie ręki. Ginie ciekawość, śmiercią naturalną, długą męczącą i bolesną. Skąd takie wnioski? Z autopsji niestety. Człowiek poszukujący (nie licząc tych od szukania łatwych pieniędzy) jest rzadkością, bo jest wiele prostszych sposobów na wszystko, dróg na skróty i gotowych rozwiązań. Moją wielką słabością jest niewiedza, ignorancja, bezproduktywność i facebookowy "brak czasu". I to będzie walka z tą niechęcią i lenistwem. By grzebać, szperać i rozwijać się niczym przysłowiowa dżdżownica w kompoście. Będzie o tym po co chcę sięgnąć, szukam, co lubię, polubiłem, a czego nie, co mi się podoba, a czego już nigdy nie chcę widzieć, słyszeć, czytać. O tym co zwróciło moją uwagę, lub naturalnie skłoniło do refleksji i czym naprawdę chciałbym kogoś zarazić, bo fajnie jest się do kogoś czasem wysłowić i skłonić go do polemiki. W końcu o tym co wpuszcza promienie słońca w mrok piekielnej sztucznej rzeczywistości i razi autentycznością by poprawiać sobie i wam humor małymi na wskroś prawdziwymi szczęściami. A wszystko to przez pryzmat tworu współczesnej edukacji wolnego rocznika '90 - serdecznie pozdrawiam. Nie zmuszam. Zapraszam. Będę się starał.
Na dobry początek utwór zapomnianego na śmierć (mamo, tato, pamiętacie?) wraz ze śmiercią czerwonego reżimu Janusza Szpotańskiego, by zmierzyć się z wykreowanym, nawoskowanym, ogolonym do cna wyretuszowanym pięknem. Otóż:
 "Brodacze"

Znowu nocą przychodzą spiskujący brodacze,
a wraz z nimi ich blade i wysmukłe dziewczyny,
i przynoszą ze sobą tajemniczych stos paczek,
które milcząc wpychają pod tapczanu sprężyny.

Do swych dziadów podobni, tak jak oni brodatych,
którzy z bombą pod pachą, a w prawicy z brauningiem,
dynamitem kruszyli gmach zmurszały caratu
i z okrzykiem: „Giń, zdrajco!” pociągali za cyngiel,

teraz znów się zjawili w naszym smętnym pejzażu,
pełnym nudy i nędzy, i tępoty nieczułej.
Cóż ich pędzi do tego? Jakie siły im każą
produkować znów sterty nielegalnej bibuły?

Szary mrok ponad miastem, niebo lepkie jak klajster,
w telewizji „michałki” lub „sportowa niedziela”.
Po piwnicach i strychach węszy znów policmajster,
czy nie stuka gdzieś w spisy nie ujęty powielacz.
 
Po kawiarniach i klubach, nadstawiając swe słuchy,
łowi słówka niebaczne ugrzecznionych tłum szpicli —
wtem w powietrzu rozbrzmiewa nowy dźwięk: a to duchy,
a to duchy wolności powracają z banicji!
 
Powracają z wygnania, nastawiają znów zegar
wyzwolenie niosącej maszynerii piekielnej
i ożywcze tykanie znów się w ciszy rozlega
pośród dnia skłamanego, pośród nudy niedzielnej.

I powstaje stos kartek, niewyraźnie odbitych
chałupniczą metodą przez drukarnię wałkową
i powoli wśród nocy, rozmywanej przedświtem
odzyskuje myśl śmiałość, odzyskuje moc słowo.

Aż pewnego dnia nagle, na kształt jasnej pochodni,
buchnie płomień zwycięstwa z roznoszonych tych paczek.
A tymczasem, do dziadów swych brodatych podobni,
pojawiają się nocą spiskujący brodacze.

źródło: http://literat.ug.edu.pl/szpot/broda.htm