4/20/2014

off line

Każde mieszkanie jest kiedyś nowe. Moje też jest. Czuję się w nim bezpieczny jak płód, wtulając się w jedyny mebel - kosmaty dywan. Bez zastanowienia w pełni oddaję się w ręce grawitacji, która wsysa mnie w twarde podłoże. Leżę. Taki jest mój nowy dom, pusty, błyszczący, nagi. Patrząc w kąty proste spajające ściany nie mam wątpliwości, że są tak proste i oczywiste, że nie warto się im nawet przyglądać. Wszystko jasne. Piękne. Czyste. Oczywiste.
Zesrałem się w kącie. Tak dla równowagi. Nie żeby mi się chciało. Poczułem się lepiej, coś się wreszcie zmieniło. Parująca w kącie ciepła breja resztek nowej diety cud, ewidentnie wpłynęła na klimat pomieszczenia.
Kąt pozostał taki prosty jaki był, lecz nie był już tak rażąco biały. Wsadziłem rękę w odchody, na ścianie napisałem niedbale "JEBAĆ". Zacieki jakie powstały przy literach dawały niesamowity efekt na śnieżnobiałej ścianie. 
Stałem tak wpatrzony i podziwiałem swoje nowe pokojowe fengszuj. "Zajebiście" - pomyślałem. Kucając w drugim kącie, w pełnym skupieniu czekałem. Wiedziałem już jakim słowem przyozdobię ścianę, jeszcze chwilę. Gdy poczułem pierwsze krople atra-ekstrementu na rękach rzuciłem się na ścianę, starczało jednak tylko na "ŚW". Wróciłem do kąta i zacząłem przeć z całych sił. Nic. 
NIC!
"JEBAĆ" uśmiechało się do mnie niewinnie, lecz niedokończone sterczące "ŚW" doprowadzało mnie do furii. Do tego pozostałe dwie białe ściany wyglądały jak teoria Johna Locke'a w praktyce. Musiałem je zapełnić. Wyszedłem z domu.
Nie wiem ile to trwało. Zaczynało robić się ciemno. Wszystko zamknięte. Po drodze mijałem masy mięśni przemieszczające się z gracją w stylowych ciuchach. Zahaczyłem kilka osób swą brudną dłonią. Pewnie obsrali się ze złości. Nie jest to istotne, bo właśnie dotarłem do Tubylczej Jadłodajni prosząc mięso mielone palone na kiju w placku i zmieszany sos. RAZY DWA!
Tak sprawnie jak zostały zrolowane, tak wrolowały się do żołądka. Pełen. Czuję w sobie pełnię alfabetu. Wracam do mieszkania. Wchodzę,a mrok już wlewa się przez okna. Pokój wydaje się pękać w szwach od ciemności wnętrza. Napis zlewa się z białą ścianą, mrok skrywa każdy kąt. Kucam w jednym z nich. Przyj. Nic. Czekam patrząc w ścianę, "JEBAĆ ŚW". Dowolność tego hasła uświadomiła mi jak bardzo nie pamiętam jak miało brzmieć. Lepkie chlupnięcie i ciepło spływające po dłoni podpowiadało mi, że już czas. Chlast, Plask, GOTOWE!
Odsunąłem się od ściany. Efekt piorunujący. Napis nie miał sensu. "JEBAĆ ŚWIATŁO". Ciemność spajała słowa ze ścianą. Nie było mnie chwilę.