2/22/2015

dwudziesty trzeci promień słońca

Nocne ulice, które zimą wyglądają jak pokryte lukrem niosą za sobą echo waszych kroków. Pozornie słodkie przynoszą jedynie ból i gorycz. Nikogo na nich nie spotykam, ale również nie o spotkania chodzi. Idę nimi sam. W dzień nie chcę wychodzić. Obawiam się, że w końcu mógłbym Cię znaleźć. Siedzę zamknięty w mieszkaniu, które zalewam mleczną łuną papierosowego dymu. Otwarte okna nie wychodzą na świat, nie wpuszczają świeżego powietrza, a jedynie wypuszczają kolejne strawione w moich płucach papierosy. Za nimi znajduje się brudne podwórko, którego dzieci już dawno wyrosły i uciekły do swojego lepszego minimum. Samo w sobie odrzuca odorem moczu. Nikt kto nie musi, przez nie nie przechodzi. To żaden widok. Mieszkam na czwartym piętrze, w malutkim pokoju. Minimalizm zawsze mi odpowiadał. Nie potrzebuję dużo, stary materac umiejscowiony przy grzejniku, by nie było mi zimno, drewniana szafka, z której lakier już dawno zszedł podtrzymuje nocną lampkę. Kuchni nie ma, nigdy też nie była mi potrzebna, gotowanie ograniczam do smarowania masłem czerstwego pieczywa. Lodówki również nie mam, na parapecie przechowuję jedzenie, nie psuje się, a dzięki temu czasem smakuje jak świeże. Nie podnosi to rachunków. Popękany sufit, z którego odchodzi farba, codziennie jest inny. Badanie tej niezwykłej zależności pomiędzy czasem, a ulotnością rzeczy pozornie trwałych zajmuje mi cały dzienny czas. Czasem tylko dopełnię go lekturą nieaktualnej prasy, lub odnalezionych zawilgotniałych książek. To tylko zajęcia by skrócić sobie czas przed kolejną podróżą. Nie szukam do niej towarzystwa. Ludzi spotykam tylko nocą, w sklepie. Kupuję fajki by w dzień nie okazało się, że mi się skończyły. Oni alkohol, tytoń, kuksu, chleb czy prezerwatywy. Szybkie zakupy po wygórowanych cenach, na które nie mogli sobie pozwolić w ciągu dnia, gdy gnają swoje mechaniczne konie, nie zważając na nic, docierając do celu. Teraz podjeżdżają po najpotrzebniejsze rzeczy, i ze sklepu wskakują od razu do swoich samochodów. Temperatura i infrastruktura nie sprzyjają spacerom, szczególnie w ciemnościach. Szarość ulic w mroku ich przeraża. Uważam inaczej. Czuję się jak nocny strażnik, doglądam, bacznie obserwuję zachodzące zmiany. W ciągu pełnego tygodnia obchodzę całe miasto. Mam swoje ulubione trasy, by się nie nudzić zmieniam ich kolejność, ale najbardziej dbam o to by żadnego z miejsc nie ominąć. Nie wiem czy tu jeszcze mieszkasz. Staram się o tym nie myśleć...

2/07/2015

z dziennika strudzonego podróżnika #1

Wsiąkam wzrokiem w obraz, wciąż szukam dźwięku zaplątany w sieci.

Zabłądziłem, nie poddam sie, idę przed siebie by gdzieś w końcu dotrzeć.