Klęczę. Ręce mam związane za plecami, kostki również blokują więzy. Sznur wpija mi się w nadgarstki. Czuję, że krew spływa mi na dłonie. Kapie.
- A modliłem się o to, żebym Cię nie musiał zajebać! I co?! I co Ty kurwa narobiłeś!? - krzyczy głos dziwnie znajomy.
- Przepraszam.. - odbąkuję zapobiegawczo.
- Kurwa, przepraszasz? No i za co Ty mnie przepraszasz, co? Miałeś, zjebałeś, ot jebany zostajesz! Byłeś i się, kurwa, skończyłeś. Koniec śpiewki. Koniec! Wyliczanki koniec, trafiło na Ciebie. Tooo koniec! - jest wyraźnie rozbawiony wyreżyserowaną sytuacją, dobrze to rozegrał, bo rzeczywiście nie mogę nic zrobić. Dziwne, że nie pamiętam co działo się wcześniej.
-Przecież wiesz, że nie chciałem...
-Stańczyku, nie teraz! I nie tym razem. Ja nic nie wiem, poza tym, co się stało. A się nie odstanie. Intencje też są ważne, ale chuja mnie obchodzą, bo liczą się czyny. A Ty nie masz już nic, rozumiesz, przed sobą nie masz już nic.
-O czym Ty mówisz? Teraz nie rozumiem, pokaż się, porozmawiajmy, wszystko da się naprawić. Porozmawiajmy!
-Dawaj! Tu i teraz! Bierz się za to! GADAJ! NAPRAWIAJ! Masz szansę, słyszysz! Daję Ci tą Twoją szansę!
-To mnie rozwiąż!
Milczy wymownie, podchodzi bliżej. Chwyta mnie za włosy. Teraz widzę jego twarz, kości policzkowe prawie wyżynają się z jego twarzy, a cienka jak pergamin skóra, naciągnięta do granic możliwości błyszczy w ciemności. Przykłada mi lufę do skroni. Czuję jej chłód, krew pulsuje mi w żyłach, każde uderzenie przestraszonego serca jest intensywne jak wystrzał.
-Widzisz śmieciu, tak to się kończy. Dla wszystkich. Chciałeś być pierwszy, zobaczyć jak to jest. Proszę. Wyjść bez pozwolenia... Spójrz więc gdzie teraz jesteś. Jedyne wyjście to ten otwór, który masz teraz przy czaszce. Tego nie wrócisz. Tego kurwa nie przeprosisz. To tylko narzędzie w rękach sprawiedliwości. A ja jestem pierdolony Stevie Wonder.
Zwalnia uścisk, wyrywam mu się, ale padam jak bela na ziemię.
Słyszę huk.
Pociągnął za spust. Nie trafił.
Słyszę, że podchodzi.
Stoi tuż za moją głową, czuję jego zimny oddech. Znów przykłada mi broń.
-Nastraszyłem Cię, co? Tylko żartowałem, już to kończymy.
Strzela.
Gdybym się nie obudził, myślałbym, że to nie był zły sen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz