7/06/2013

siedemnasty promień słońca

Wśród rozległych rozlewisk traw zielonych na twarzach naszych rosą ochrzczonych dziś rano widziałem radość nieokiełznaną wciąż prącą do serc by błagać o przebaczenie. Całodobowo otwarte usta dziś słów tak głodne, milczące choć uchylone by zimnym powietrzem chłodzić rozpalone wnętrzności. Się wyrwać. Rozerwać, przerwać, zabrać, skończyć, zniszczyć, zamknąć, zakopać, zapomnieć, się zabić chyba najprościej. Skolioza życia. Wyciągnięte po przeciwnych biegunach nieopierzone skrzydła, co mają lecieć. Siły równomiernie podzielone, rozłożone wraz z zaufaniem. Zawierzony wyobrażonej sile, która podchwycić ma i unieść. I czy więcej lewej strony, czy prawą wybrać za silnik i tak spotkamy się. Latać nosem do ziemi. Bogatsi, w biedzie, pożałowania godni. Wstać?
Nie wstawaj. Leż. Zdychaj. Gnij. Pluj w brodę.
Ci, którzy idą dalej nie znajdują celu, sensu, miejsca, gubią się jeszcze bardziej w coraz gęstszym i nieprzyjaznym lesie zdarzeń. Nie ruszaj się.

HakunaMatata. Życie to szmata.





1 komentarz: