8/13/2012

siódmy promień słońca

"PolskoKochamPodróżować!", czyli hipsterski komediodramat bez morału, z happy endem w jednym akcie, na jeden wagon trasy Opole - Wrocław, pociągiem Kraków - Kołobrzeg.

[narrator]
Czasem jak każdemu człowiekowi, tak i mi zdarza się podróżować. Nie chodzi tu o błahe, codzienne wycieczki do sklepu i z powrotem osadzone w rzeczywistości jak papierosy, bardziej o trasy, do przebycia których trzeba zaciągnąć się u zawodowego przewoźnika dalekobieżnego. Z powodu sytuacji jaka panuje na rodzimych drogach, obawiam się posiadania prawa do jazdy, a jednocześnie, mimo, że mam pieniądze na kurs, to i tak na egzamin nadal zbieram. Za to sypiam dobrze. I właśnie dlatego pojawiłem się piechotą na dworcu pkp 3 minuty przed odjazdem pociągu, który stał już i sapał zziajany na peronie. Tak przynajmniej wydawało mi się po deszyfracji skrzeczenia roznoszącego się z głośników po dworcu. Kolejki przy kasach sięgały 4 osób każda, a patrząc na zegarek 20 minut nie miałem, by w którejkolwiek z nich się ustawić. Po drugie spostrzegłem brak gotówki. Pamiętając dobrze o doliczanym banknocie o nominale 10 do każdego zakupu biletu w pociągu, za wydruk na gwinejskim papierze z koali zielenkawej (łac. greenpeace shittus) przy cenie hurtowej 70zł/m (co swoją drogą jest uczciwe), postanowiłem skorzystać z automatu biletowego, gdzie mogłem zapłacić kartą. Podobno. Raz wcześniej widziałem z niewielkiej odległości jak to się robi, co oznaczało kompletny brak zaznajomienia z obsługą tego sprzętu, ale czas nie pozostawiał mi złudzeń.
[czas]
dasz radę, przecież widziałeś jak to się robi. Zaraz odjedzie pociag! Rozumiesz?!? Umiesz to zrobić. UMIESZ! DASZ RADĘ! ZRÓB TOOO!!!!
[narrator]
Od automatu do pociągu miałem parę kroków włączając w to przejście podziemne między peronami. Podszedłem do niego. Nie przywitał się.
[czas]
dasz radę...
[narrator]
Wyciągnąłem rękę w stronę klawiatury, by zacząć komunikację. Pierwsze diamentowe kryształki potu zalęgły się na mym czole, rozszczepiając światło słoneczne na malutkie tęcze, w około których tańczyły jednorożce ciesząc się, że tak dobrze mi idzie. Odchodziłem od zmysłów. Moim oczom ukazało się 2 przejazdy. Oba do Wrocławia. Jeden InterPiciPolo, a drugi InterMediolanGolanOlan. Wybrałem ten do Wrocławia. Zadowolony, już na pamięć wykonując czynności płatnicze kartą czułem, jak me nogi rwą się do biegu. Wyciągnąłem plastik, zaraz po nim wyszarpnąłem z paszczy automatu mój bilet i biegłem jak dziecko Forresta i Loli. Schody, kawałek podziemnego korytarza, schody znów i już jestem na miejscu, gdzie moim oczom ukazuje się tablica odjazdów, a w tym samym momencie spikerka charczy w mikrofon to co nagle staje się objawione.
ding dong
[spikerka]
cha, cha, cha, cha, charczę tak od dziecka, a ten pociąg to nie ten, a tamten masz piętnaście minut później Ty głuchy zajobie... ding dong cha, cha, cha, cha, charczę tak od dziecka, a ten pociąg to nie ten, a tamten masz piętnaście minut później Ty głuchy zajobie i nie z tego peronu więc spier ding dong.
[narrator]
Wróciłem, tą samą drogą, w czasie tejże drogi sprawdziłem, czy bilet, który trzymam w ręce, jest do Wrocławia. Był. Czy godzina się zgadza. Zgadzała. Który peron. Poszedłem tam. Usiadłem i oczekując w spokoju postanowiłem się zrelaksować przy kojących nerwy dźwiękach muzyki.
radiohead - house of cards
Rozłożony niczym król nie spostrzegłem nawet, kiedy ten czas mi zleciał. Nie dało się nic zrobić, już nie żył. Gdy pociąg podjechał wsunąłem go pod ławkę, a sam (oczywiście upewniając się, czy wszystko mi się zgadza i czy tym napewno dojadę) poszedłem wsiadać. Słońce dokazywało, lekka i przyjemna pogoda zawsze sprzyja podróżowaniu. Pomogłem wnieść torby jakiejś kobiecie, zza którejś wschodniej granicy, za co podziękowała niepełnym, choć szczerym uśmiechem. Okazało się, że jeden wagon, na całość ludzi zgromadzonych na peronie to wystarczająca ilość, więc ustawiłem się przy wyjściu, by nie pchać się w korytarz, czylu bezosobową masę wijących się ciał. Pociąg ruszył.
Podróż ma to do siebie, że trwa. Od swego początku, aż po kres. W każdym razie do tego drugiego miałem daleko. Wciągnąłem słuchawki na uszy i wdusiłem play. Radiohead w zderzeniu z wagonowym remixem nie wypadł dobrze. Postanowiłem zmienić nastrój na bardziej hałaśliwy i na przekór całemu spokojnemu, czy wręcz wypoczynkowemu charakterowi wycieczki:
parkway drive - a cold day in hell
Zadowolony tupiąc nóżką do karkołomnego rytmu kolejnych z kolei utworów rozkoszowałem się widokami zza okna, oczekując...
W połowie drogi, pojawiła się na horyzoncie pani konduktor. Gdy zbliżała się, uśmiech przyozdobił mi twarz, w końcu jak miałem się nie cieszyć - jechałem pociągiem do Wrocławia, miałem bilet do Wrocławia, konduktorka go sprawdzi będę miał spokój, aż po kres. Podałem jej legitymację studencką z zatkniętym już w nią biletem, by cały zestaw został zweryfikowany i bez zbędnej wymiany zdań rozejść się do swych zajęć. Zaczęła szaleńczo kręcić głową na boki, wpatrując się z dezaprobatą w bilet. Potem wydała z siebie coś na zasadzie:
[konduktorka]
NEIN! NEIN! NEIN!
parkway drive - It's hard to speak without a tongue
[narrator]
Z powodu automatycznej zmiany utworu na niezbyt pani konduktorce przychylny, postanowiłem zdjąć słuchawki i w spokoju wysłuchać z czym jest problem.
[konduktorka]
Ma pan zły bilet, nie pojedzie pan.
[ja]
Co jest z nim nie tak? Kupowałem w automacie w sumie pierwszy raz, bo raz tylko widziałem jak ktoś to robił, a ja się szybko uczę. Mogłem popełnić błąd, a do tego bardzo się spieszyłem, bo byłem delikatnie spóźniony na nie ten pociąg i do tego nie mam dużej gotówki przy sobie, może mi pani wytłumaczyć co z tym biletem? Bilet na godzinę i do Wrocławia mam, nie rozumiem...
[konduktorka]
Jak pan kupował bilet to tam gdzie pan zaznaczył InterMediolanGolanOlan, to powinien być InterPiciPolo, teraz musimy wystawić panu nowy bilet, bo ten nie jest na ten pociąg.
[ja]
W takim razie, proszę mi powiedzieć, ile mnie to będzie kosztować?
[konduktorka]
Musze wystawić panu nowy bilet, czyli wstukuje informacje to będzie, 21zł37gr.
[ja]
Nie mam takiej gotówki, mogę zapłacić kartą?
[konduktorka]
Nie. (albo NEIN!)
[ja]
Dlaczego nie można płacić kartą? To co teraz zrobimy?
[konduktorka]
Nie można, bo nie ma czytnika... Może wystawimy bilet zamienny, z przemianowaniem na InterPiciPolo, bo w sumie bilet pan ma, a to będzie 11zł52gr.
[ja]
Tłumaczę pani, że nie mam takiej gotówki, mam jedyne... przegląda portfel niecałe, ostatnie 6 zł. Cały kapitał mam na koncie, może przelew? Cokolwiek?
[konduktorka]
To mam dla pana bilet mandatowy w wysokości 300zł plus cena biletu, lub wysiądzie pan sobie w Oławie i poczeka na następny pociąg?
[ja]
DLACZEGO!?
[konduktorka]
Nie ma pan biletu, czyli za jazdę bez biletu, pieniędzy pan nie ma, żeby kupić bilet...
[ja]
Pieniądze mam, to pani nie ma terminalu by mi je odebrać po raz wtóry, za bilet do Wrocławia, tylko na inne picipolo. Będzie tam następny pociąg?
[konduktorka]
Aaaaaaaaaaaaa, tego to ja nie wiem...
[ja]
Pani se zaczeka...
[narrator]
Odwróciłem się na pięcie zostawiając ją, przeszedłem przez drzwi i skierowałem się do pierwszego lepszego przedziału z ludźmi. Przeprosiłem, by zebrać ich uwagę, wytłumaczyłem sytuację w jakiej się znalazłem od początku, gdy wszedłem na dworzec, aż do obecnej sytuacji, szczerze, paląc się ze wstydu i prosząc ich o drobne na bilet, konkretnie o 6zł, których mi brakuje. Zgodzili się bez wahania, zaczęli wygrzebywać drobne z torebek i portfeli, upewniając się czy mi nie brakuje i wystarczy na pewno.
[pasażer]
Tak tu słyszałem tej pani podniesiony głos jak staliście za drzwiami i się śmiałem, że wokalnie wyjęta jak z "Misia" peerelowska ekspedientka, co się "nie da", co zawsze "nie ma"...
[narrator]
Uśmiechnąłem się, doceniając celność tego żartu, podziękowałem serdecznie kłaniając się w pas po kilkakroć i udałem się by uszczęśliwić panią konduktor. Ta na widok niesionej gotówki tylko zatopiła się w swej maszynie, wydrukowała bilet, zabrała gotówkę i poszła kasować przedział, z którego wróciłem, a ludzie dobrej woli zabili ją śmiechem.
Koniec.
Teraz pozostaje przyznać rację tym, którzy nadal wierzą w dobro skrywane przez ludzi, że jeszcze gdzieś tam jest. Okazało się, że ludzie rzeczywiście są dobrzy, tylko konduktorzy to k...onduktorzy.
Happy End.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz