Odbywając zrozumiałą, dla wielu konieczną, przebieżkę, w kolorze blue, odnalazłem na podeszwie swojego liścia but. Zrozum zaskoczenie, roztropnie sięgając i czując ciężar, jak brzemię, nie chcąc go nieść, tak ręką, zdejmując, zauważyłem też kamień w dłoń go ujmując. Leżący u mych stóp relikt przeszłości, zaklętą w nim przeszłość i przyszłość, mieszkającą w nim tą miłość, czy lęk
Okruch ducha. Przemówił do mnie głosem odległym jak dno ze studni i równie głębokim. "Zdejm tego liścia" - "Przecież zdejmuję" - odparłem. "No i bardzo, kurwa, dobrze". W ten sam moment, gdy liść owy, z ręki, co go spod podeszwy miała wyjąć, wyściubił ogonek, i kręcąc nim swobodnie, zaczął opadać, by w podłoże się wtulić, tak tym samym ruchem, okrężnym, wrył się w ziemię i znalazł się na mej głowie. Kamień znów przemówił, głosem siarczystym, męskim, głębokim, jakby wyjętym z głębin czasu i przestrzeni.
"Głoś. Noś. Ć. "
Wrodzony lęk
Okrutny śmiech
Przeszywający strach
Związany w snach
Czy bliski
Jak wiosny smak
Okrutne słońce
Ciało gorące
Przytula wiosnę
Zwiastuje krach
Czy rozum masz?
Jesienny wiatr.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz