6/22/2023

Marlboro Man i ścieżka nieprawości.

 Marlboro Man wrócił na ścieżkę nieprawości. Suchość w ustach  tylko utrudniała mu myślenie. Dzień zatapiał się w mroku, a brzask był niczym rozbłysk najbliższej z gwiazd. Spojrzał na swoje zniekształcone odbicie w krzywym zwierciadle. Czy to możliwe, że tak szybko się starzał? Aksamitna strużka dymu oplotła mu wąs, gdy zaciągał się papierosem. Nienawidził tego. Prawdopodobnie tak samo jak siebie, ale jego preferencje dotyczące uzależnień były jego najmniejszym problemem. Zlecenie, które miał jutro zakończyć, wymagało wcześniejszego przygotowania. Nie miał jednak najmniejszej ochoty by cokolwiek w stronę powodzenia misji wykonać. Zapadł się bezładnie w fotelu by kontynuować, tak mało wymagające, a zajmujące jak nic innego zajęcie. Wiedział, że może zawieść. Wiedział, że może popełnić błąd. Lecz jego pewność siebie skutecznie oddalała świadomość takiego rozwoju wydarzeń. Kwiaty, które miał na stole już dawno wyschły. Pokruszone płatki przesypał na talerz i wymieszał z tytoniem. Odpalił. Papierosowy aromat przydusił go. Jego usta zalała powódź goryczy. Wypuścił chmurę wonnego dymu, po czym zaciągnął się jeszcze raz. Uwielbiał to. Jego zagmatwana głowa ogarnięta błogim spokojem podsunęła mu gotowe rozwiązanie. Pomysł na sukces. Czuł się jak kucharz knorr, który odkrył sposób na zamknięcie piersi kurczaka w proszku. Włączył telewizor. Po przeszukaniu kilku programów zatrzymał się by obejrzeć fakty. Strumień złych wiadomości zalewał mu głowę. Gdy zbrzydł mu jad sączący się z ust krzyczących polityków, a jego wulgaryzmy były nieskuteczne, wobec tego co słyszał, wyłączył to pudło. Podszedł do regału i wyjął zwierzęcy album Pink Floyd. Umieścił krążek w odtwarzaczu i wdusił play. Delikatne dźwięki oderwały go od ziemi i lekko odfrunął z fotela by znów się w niego zapaść bez pamięci. Nawet nie zauważył jak pokój zniknął mu z oczu. Obudził się w barze, w którym jutro miał odegrać główną rolę. Docenił umiejętności swego prywatnego botanika. Rekonesans, to słowo zabłysnęło w jego głowie jako poprawna odpowiedź. Mimo, że było jasno, nie do końca miał pewność jaka jest pora dnia. Przed wejściem do środka postanowił zapalić. Gdy firmowy emblemat zapłonął, a filtr zaczął parzyć, strzelił kiepem i dynamicznie wpadł do środka. Były tam może dwie osoby. Drugiej osoby domyślił się po torebce wiszącej na oparciu krzesła. Na wprost siedzącej przy oknie kobiety. Chyba, że to była jej torebka. Zaniepokoiło go jej spojrzenie, którym obserwowała każdy jego ruch w sposób przebiegły i inwigilujący, że wymyślił już czternaście sposobów, jak w razie dalszej obserwacji, po cichu wyeliminować płomień życia w jej oczach. Wszedł w głąb mijając kobietę, która wbiła wzrok w filiżankę. Wybrał miejsce w cieniu, ukryte przed ewentualnym wścibskim wzrokiem. Kelner nie podszedł, ale on nie miał tego nikomu za złe. Przemknął bokiem i poszedł obsługiwać kobietę. Marlboro siedział tak dłuższą chwilę badając każdy fragment powierzchni lokalu. Drzwi otworzyły się z hukiem. Wpadający dynamicznie człowiek trafił prosto w kelnera. Marlboro ujrzał jego plecy, po czym zauważył, jak ten wpadł do pieszczenia znajdującego się po drugiej stronie sali. Marlboro ruszył za nim, wchodzi, a w kabinie toaletowej ładunek wybuchowy. Marlboro próbuje uciec, nie udaje mu się. Płomienie oplatają jego ciało, czuje jak bąble wyrastają na powierzchni jego ciała. Próbuje zawyć z bólu, ale nie może. Jego niemy krzyk łączy się z dźwiękami telewizora. Prowadząca wiadomości kobieta żegna się z widzami. Marlboro próbuje uspokoić swój oddech. Próbuje ogarnąć co się stało. Doznał olśnienia. Wszystko co myślał o jutrze przestało mieć znaczenie. Uśmiech rozkwitł na jego twarzy. W oczach pojawił się ogień. Wiedział już. Zabije ich wszystkich. Wysadzi w powietrze. Obróci się w proch. Odpalił papierosa i wstał zastanawiając się gdzie ukrył plastik, pamiątkę z Afganistanu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz